22.9.12

***

mam przetrącone oba skrzydła
nie mogę
przykryć nimi głowy
żeby w końcu zasnąć

7.6.10

* * *

cisza wokół mnie
jest ciemna
duszna od pyłu
rozgniecionych marzeń
nie widzę
w którą stronę
ucieka czas
co kilka lat
budzę się starsza
w krótkim przebłysku
światła

* * *

mam obie ręce pełne
muszelek kamyków i szkiełek
ale ty
patrzysz bez uśmiechu
z cieniem ironii wokół ust
przynieś coś pożytecznego
mówisz
to śmieci
odwracasz się i idziesz
świat wokół
rozsuwa się w równinę
mam obie ręce pełne
szarej mgły

* * *

próbuję dotknąć siebie
i sama się przed sobą cofam
szyba pęka
i staje się morzem
marznącego szkła
uciekam
na pierwszym brzegu
zostaje odbicie
bezdomne w powietrzu
zbyt wątłe
żebym mogła
mocno uchwycić mnie

* * *

w moim ogrodzie
lato powiększa
płat spękanej ziemi

w rozgrzanym powietrzu
każda niewypita kropla
wiruje i lśni
aż zniknie od gorąca

* * *

stoję
czas biegnie obok
coraz bardziej zdyszany
rozbija w proch
kolejne drzwi
którym nie sięgam do klamki
powoli
szarego piasku
robi się po kostki

7.10.09

***

dzisiaj jestem malutka
i całkiem mokra od łez
pośrodku jeziora
na zewnątrz
drżący uśmiech
jak kropla deszczu
na jesiennym liściu

noc

małe dziecko w moim sercu
woła i krzyczy
a ciemność dookoła
przestaje być aksamitna
twardnieje i stygnie
odbija dźwięk
jak krzywe zwierciadło
żongluje nim
osacza chichocze
i w końcu pęka
znowu jest noc
dziecko po prostu płacze
i zaraz uśnie zmęczone

***

nieoczekiwane światło
w ciemnym wnętrzu lasu
wyniosła sosna
o lekko draśniętej korze
pośrodku morza
mokrej zmierzwionej
szybko rudziejącej sierści
mocny ożywczy zapach
świeżo ściętych drzew
zapach śmierci w pełni lata

7.8.09

sierpień

jeszcze piasek rozgrzany w słońcu
jeszcze zieleń jakby w nadmiarze
jeszcze powietrze ciepłe i przyjazne
ale dzikie róże już przekwitły
ale gdzieś już czerwienią się jarzębiny
ale poranne mgły coraz bardziej chłodne
lato powoli odchodzi
boję się
dni które były
dni których nigdy nie będzie
lata które już nie wróci
jesieni która jest krótko złota
zimy która nie minie
wiosny której nie było
snów rozsnutych jak zmierzch
pośrodku jasnego dnia
ciemności bez gwiazd
lampy która dawno zgasła
i daje się zapalić
drżącymi z lęku rękami
historii nikomu nie opowiedzianej